Sherlock serdecznie przeprasza, że po tym, jak wszystkim Czytelnikom nadziei narobił, że już na bloga nie wróci, nagle się objawia i to ze stanowczym oświadczeniem.
Stanowcze oświadczenie jest takie, że o ile przez ostatni miesiąc życie Sherlocka pełne było różnych różności, a zwłaszcza zdziwień, konferencji i przygotowań do Wielkiego Odjazdu, o tyle wszystkie znaki wskazują, że najbliższy miesiąc pełny będzie li tylko pustki, a że nie można codziennie pić wódki (bo tu droga), to czasem trzeba blogować.
Jako że Sherlock uczony jest teraz z wielką surowością, jak należy pisać w jedynie słusznym akademickim duchu, prosi, aby wybaczyć mu, jeżeli od razu pewne światłe i niewątpliwie w pisaniu niezbędne zasady od razu w bloga wprowadzać pocznie* - choć być może nie zawsze tak ściśle, jak by sobie sekretariat jego nowy życzył...
Praca niniejsza składać się będzie chyba z około dwóch części, przy czym w pierwszej wyłuszczy Sherlock czym się dziwił, od razu przy okazji załatwiając temat Odjazdu, a co do konferencji to się zobaczy. W części drugiej poświęci się działalności skrajnie kontynentalnej i nieanalitycznej a mianowicie analizie pustki i wszelkiego rodzaju innych niebytów, ze szczególnym uwzględnieniem tytułowego niebytu różnic między nim a E.T.**.
Tezę wyłuszczy sobie Czytelnik samodzielnie. Wprawdzie Sherlocka uczą, że powinien podać ją wprost, ale jednocześnie przestrzegają, by zawsze doceniać Czytelnika i głupot mu nie serwować. Innymi słowy, Sherlock ma prawo zakładać, że Czytelnik jego idiotą nie jest, podejrzenia można natomiast żywić co do autora. Więc*** już może lepiej niech tę tezę powyciąga ktoś, kogo darzyć należy większym zaufaniem.
Zdziwienie zasłużenie uważane jest za szlachetne źródło filozofii. Zanim jednak rozbudzi Sherlock Czytelników apetyty na ewentualne filozoficzne pokłosie swoich zdziwień, pragnie zaznaczyć, że w jego wypadku zdziwienie pożarte zostało całkowicie (jak niegdyś Sherlock przez anty-Sherlocka) przez dialektyczną swoją anty-cząstkę. Wyjaśnić tu trzeba, że tym, co zdziwienie zabija nie jest, naturalnie, żadnego rodzaju wyjaśnienie, bo każde wyjaśnienie zdziwienie porządnego filozofa co najwyżej jeszcze bardziej rozpala. Zdziwienie znosi jedynie zdziwienie wyższego rzędu. Metazdziwienie. Zdziwienie, że się Sherlock zdziwił...
...na przykład tym, że mając bilet lotniczy na piątek, 12, rano, w czwartek urządził Sherlock wieczór pożegnalny i nie udało mu się nawet spakować, o docieraniu na lotnisko nie wspominając. A potem zdziwił się Sherlock, że się zdziwił, że zamiast w Krainie Whisky wylądował na Zjeździe Żywych Trupów w Warszawie.
Że zdziwił się Sherlock jak mu się w końcu wylecieć z ojczyzny udało, to samo w sobie zadziwiające jest w stopniu minimalnym. Bardziej zaskoczony czuł się Sherlock już na edynburskim bruku. Na lotnisku, gdzie zdziwił się, że nie spodziewał się, że pierwsze powitalne esemesy nadejdą od tych, z którymi przed chwilą się żegnał. Na przystanku, gdzie sam śmiał się z siebie, że się dziwi, że pod pomnikiem sir Walter Scotta stoi facet w spódnicy i gra w najlepsze na kobzie. I zdziwił się Sherlock nieskończenie, gdy zdziwił go fakt, że w Szkocji codziennie pada i równie codziennie nie ma Żubrówki. A potem fakt, że Żubrówka jest (patrz wstęp), jak tylko Sherlock zdoła się na 50 metrach zgubić i nieomylnym instynktem wiedziony trafi do polskich delikatesów za rogiem. Że pierwszego dnia w Szkocji poznał Sherlock Greka, dwie Chinki, Hiszpana, Kenijczyka, Hindusa i byłą mieszkankę Ghany - i wszyscy mówili po angielsku lepiej niż Szkot ze Starbucksa. Że od drugiego dnia do dziesiątego przyszło mu wysłuchać trzydziestu sześciu serdecznych powitań, odbyć godzinne warsztaty z uprawiania small-talku, zarobić w bibliotece Ł75 kary, dostać trzy i pół tony materiałów na temat czterech kursów, na które nie uczęszcza (brakujące pół tony dostało opóźnienia, jak mawia PeKaPe). I nie zrobić poza tym z filozofii zupełnie nic a nic.
Aż na koniec zdziwił się Sherlock naprawdę****. I ze zdziwienia tego oblazła go refleksja*****, a z refleksji wypełzł wniosek. Co tam wniosek... Ba, dowód! Dowód, że Sherlock jest prawie E.T.
Oto ów dówód, który zadziwić może tym jedynie, że zadziwia prostotą.
1) Po pierwsze, jak wiadomo******, E. T. i dowolnego Polaka na Wyspach różnią trzy szczegóły:
po pierwsze, E. T. mówi po angielsku, po drugie, ma rower, po trzecie, chce wracać do domu.
2) Sherlock jest dowolnie wybranym Polakiem na Wyspach.
3) Sherlock mówi po angielsku...
...i wiecie co? Chyba sobie do kompletu jeszcze kupi rower.
***
* Składnia zupełnie skandaliczna i w esejach porządnych studentów niestosowana. Nie trzeba dopowiadać, jakie wnioski można tu wysnuć na temat woli Sherlocka, aby stać się porządnym studentem.
** Sherlock obawia się, że w porządnym akademickim eseju tego nadgryzionego spróchniałym zębem kontynentalnego zepsucia punktu nie usankcjonowałby nawet fakt grzecznego wymienienia we wstępie...
*** Nie zaczyna się zdania od "więc". Wiem.
**** Tym razem tak wprost, już nie na metapoziomie.
*****Kto z Was jest w stanie o każdej refleksji powiedzieć, że Was po prostu "naszła" proszony jest o zgłoszenie tego w faktu w komentarzach, może mieć to istotne filozoficzne znaczenie dla argumentu z możliwości zombie.
******Surowe antyplagiatorskie przepisy Uczelni stanowczo nakazują wskazać źródło każdej myśli, co do której zachodzi podejrzenie, że sami byśmy na nią nie wpadli. Abstrahując od problematyczności takiej dyrektywy, pragnie Sherlock zaznaczyć, że co do refleksji zawartej w założeniu pierwszym akurat bez wątpliwości można orzec, że została ona Sherlockowi przekazana w trakcie Seulskiej Anabazis (relacji z której część druga już wkrótce!) przez TFW, któremu niniejszym serdecznie się dziękuje.
Stanowcze oświadczenie jest takie, że o ile przez ostatni miesiąc życie Sherlocka pełne było różnych różności, a zwłaszcza zdziwień, konferencji i przygotowań do Wielkiego Odjazdu, o tyle wszystkie znaki wskazują, że najbliższy miesiąc pełny będzie li tylko pustki, a że nie można codziennie pić wódki (bo tu droga), to czasem trzeba blogować.
Jako że Sherlock uczony jest teraz z wielką surowością, jak należy pisać w jedynie słusznym akademickim duchu, prosi, aby wybaczyć mu, jeżeli od razu pewne światłe i niewątpliwie w pisaniu niezbędne zasady od razu w bloga wprowadzać pocznie* - choć być może nie zawsze tak ściśle, jak by sobie sekretariat jego nowy życzył...
Praca niniejsza składać się będzie chyba z około dwóch części, przy czym w pierwszej wyłuszczy Sherlock czym się dziwił, od razu przy okazji załatwiając temat Odjazdu, a co do konferencji to się zobaczy. W części drugiej poświęci się działalności skrajnie kontynentalnej i nieanalitycznej a mianowicie analizie pustki i wszelkiego rodzaju innych niebytów, ze szczególnym uwzględnieniem tytułowego niebytu różnic między nim a E.T.**.
Tezę wyłuszczy sobie Czytelnik samodzielnie. Wprawdzie Sherlocka uczą, że powinien podać ją wprost, ale jednocześnie przestrzegają, by zawsze doceniać Czytelnika i głupot mu nie serwować. Innymi słowy, Sherlock ma prawo zakładać, że Czytelnik jego idiotą nie jest, podejrzenia można natomiast żywić co do autora. Więc*** już może lepiej niech tę tezę powyciąga ktoś, kogo darzyć należy większym zaufaniem.
Zdziwienie zasłużenie uważane jest za szlachetne źródło filozofii. Zanim jednak rozbudzi Sherlock Czytelników apetyty na ewentualne filozoficzne pokłosie swoich zdziwień, pragnie zaznaczyć, że w jego wypadku zdziwienie pożarte zostało całkowicie (jak niegdyś Sherlock przez anty-Sherlocka) przez dialektyczną swoją anty-cząstkę. Wyjaśnić tu trzeba, że tym, co zdziwienie zabija nie jest, naturalnie, żadnego rodzaju wyjaśnienie, bo każde wyjaśnienie zdziwienie porządnego filozofa co najwyżej jeszcze bardziej rozpala. Zdziwienie znosi jedynie zdziwienie wyższego rzędu. Metazdziwienie. Zdziwienie, że się Sherlock zdziwił...
...na przykład tym, że mając bilet lotniczy na piątek, 12, rano, w czwartek urządził Sherlock wieczór pożegnalny i nie udało mu się nawet spakować, o docieraniu na lotnisko nie wspominając. A potem zdziwił się Sherlock, że się zdziwił, że zamiast w Krainie Whisky wylądował na Zjeździe Żywych Trupów w Warszawie.
Że zdziwił się Sherlock jak mu się w końcu wylecieć z ojczyzny udało, to samo w sobie zadziwiające jest w stopniu minimalnym. Bardziej zaskoczony czuł się Sherlock już na edynburskim bruku. Na lotnisku, gdzie zdziwił się, że nie spodziewał się, że pierwsze powitalne esemesy nadejdą od tych, z którymi przed chwilą się żegnał. Na przystanku, gdzie sam śmiał się z siebie, że się dziwi, że pod pomnikiem sir Walter Scotta stoi facet w spódnicy i gra w najlepsze na kobzie. I zdziwił się Sherlock nieskończenie, gdy zdziwił go fakt, że w Szkocji codziennie pada i równie codziennie nie ma Żubrówki. A potem fakt, że Żubrówka jest (patrz wstęp), jak tylko Sherlock zdoła się na 50 metrach zgubić i nieomylnym instynktem wiedziony trafi do polskich delikatesów za rogiem. Że pierwszego dnia w Szkocji poznał Sherlock Greka, dwie Chinki, Hiszpana, Kenijczyka, Hindusa i byłą mieszkankę Ghany - i wszyscy mówili po angielsku lepiej niż Szkot ze Starbucksa. Że od drugiego dnia do dziesiątego przyszło mu wysłuchać trzydziestu sześciu serdecznych powitań, odbyć godzinne warsztaty z uprawiania small-talku, zarobić w bibliotece Ł75 kary, dostać trzy i pół tony materiałów na temat czterech kursów, na które nie uczęszcza (brakujące pół tony dostało opóźnienia, jak mawia PeKaPe). I nie zrobić poza tym z filozofii zupełnie nic a nic.
Aż na koniec zdziwił się Sherlock naprawdę****. I ze zdziwienia tego oblazła go refleksja*****, a z refleksji wypełzł wniosek. Co tam wniosek... Ba, dowód! Dowód, że Sherlock jest prawie E.T.
Oto ów dówód, który zadziwić może tym jedynie, że zadziwia prostotą.
1) Po pierwsze, jak wiadomo******, E. T. i dowolnego Polaka na Wyspach różnią trzy szczegóły:
po pierwsze, E. T. mówi po angielsku, po drugie, ma rower, po trzecie, chce wracać do domu.
2) Sherlock jest dowolnie wybranym Polakiem na Wyspach.
3) Sherlock mówi po angielsku...
...i wiecie co? Chyba sobie do kompletu jeszcze kupi rower.
***
* Składnia zupełnie skandaliczna i w esejach porządnych studentów niestosowana. Nie trzeba dopowiadać, jakie wnioski można tu wysnuć na temat woli Sherlocka, aby stać się porządnym studentem.
** Sherlock obawia się, że w porządnym akademickim eseju tego nadgryzionego spróchniałym zębem kontynentalnego zepsucia punktu nie usankcjonowałby nawet fakt grzecznego wymienienia we wstępie...
*** Nie zaczyna się zdania od "więc". Wiem.
**** Tym razem tak wprost, już nie na metapoziomie.
*****Kto z Was jest w stanie o każdej refleksji powiedzieć, że Was po prostu "naszła" proszony jest o zgłoszenie tego w faktu w komentarzach, może mieć to istotne filozoficzne znaczenie dla argumentu z możliwości zombie.
******Surowe antyplagiatorskie przepisy Uczelni stanowczo nakazują wskazać źródło każdej myśli, co do której zachodzi podejrzenie, że sami byśmy na nią nie wpadli. Abstrahując od problematyczności takiej dyrektywy, pragnie Sherlock zaznaczyć, że co do refleksji zawartej w założeniu pierwszym akurat bez wątpliwości można orzec, że została ona Sherlockowi przekazana w trakcie Seulskiej Anabazis (relacji z której część druga już wkrótce!) przez TFW, któremu niniejszym serdecznie się dziękuje.