Friday, 3 October 2008

Heglowskie sprostowanie... Nie pytajcie, po co pisze się bloga...

...bo bloga się nie pisze. Pisze się blog. Ewentualnie: w blogu.

Niegramatyczny blog Sherlocka to zatem Nieblog jest i w ogóle Niebyt.*

Cięta riposta wujka Hegla nadleciała ze strony zupełnie nieoczekiwanej i wzięła Sherlocka z zaskoczenia. **

Zaskoczony Sherlock prosi zatem, by w tej trudnej gram-metafizycznej sytuacji bloga jego potraktować roboczo jako Innoblog i zobaczymy, może przytupta jakaś sowa Minerwy i coś nam z tego zsyntetyzuje.***

A po lekturze filglosek zwróćcie uwagę, jak po raz kolejny filozofia pięknie uczy nas, jak nie żyć.

***
* Filgloska długa i zawiła, bo dawno takiej nie było ;)
I wspomniani w poprzedniej notce studenci i belfrzy-plagiatorzy, a nawet może i tajemniczy wielbiciel filozofii Kenta słyszeli zapewne, że granice naszego języka są granicami naszego świata i że wymyślił tak pierwszy Wittgenstein. Trwa spór, czy był ów pierwszy Wittgenstein hurraoptymistą czy też uojezupesymistą, bo a) hurra! język taki duży i świat taki duży, b) hurra! język taki mały i świat taki mały c) uojezu! język taki duży i świat taki duży, brr, d)...
Jak by jednak na to nie patrzeć, jeżeli język Sherlocka do języka właściwego nie przystaje, albo też w ogóle - z uwagi na owo nieprzystawanie - na miano języka nie zasługuje to i świat jego, a blog w szczególności, nie przystaje lub nie zasługuje. No a namawianie Czytelników, by język Sherlocka przyjęli i narażanie ich na to, że sami się przez to w Niebyt wystrzelą uważa Sherlock za głęboko niemoralne. Poza tym, o ile Byt i Blog jest jeden, o tyle z Niebytem i Nieblogiem wcale nie wiadomo i zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że i tak by się Sherlock z Czytelnikami w Nieistnieniu minął.
Drugi Wittgenstein, którego niektórzy hurraoptymiści skłonni są uważać za spokrewnionego z pierwszym, choćby dlatego, że obaj wychodzili dość podobnie na zdjęciach (zapewne podobieństwo rodzinne), nie polepsza sprawy. U drugiego Wittgensteina zamiast języka i świata mamy gry językowe, rządzone przez swoje gramatyki. I jak by subtelnie owego pojęcia gramatyki nie rozumieć, i jak by go ze zwykłym nie kontrastować, i tak wyjdzie, że Sherlock się do zasad obowiązujących w jego rodzinie gier nie stosuje i grę jakąś pół-prywatną i nielegalną usiłuje zmajstrować. A ten drugi Wittgenstein to chyba był realista.
** Tak tak, tu chciał Sherlock napisać, że took go by surprise, ale po dwóch tygodniach w Szkocji nie wypada ;)
*** Wypada natomiast jakoś uspokoić ewentualnych antyheglistów wśród Czytelników. Rozwiązanie w duchu Davida Lewisa, które z uwagi na delikatne żołądki antyheglistów nazwiemy alternatywnym, chociaż jest to wyłącznie mydlenie oczu, polegałoby na uznaniu, że do momentu, gdy w języku przyjmą się stosowne konwencje pozwalające na utożsamianie blogu i bloga, Innoblog Sherlocka w świecie rzeczywistym jest jedynie czystą możliwością bloga. Sherlock może się nawet na użytek tej teorii osobiście do jakiegoś świata możliwego wyprowadzić.
I w tym miejscu wypada mu po raz kolejny złożyć hołd duchowi Lewisa, bo gdyby nie On, to by Sherlock rychło i nędznie skończył jako esencja nieegzemplifikowana. Ale o tym, co to za straszny los, to już w następnej filglosce będzie...

Wednesday, 1 October 2008

O tym, po co pisze się bloga

[Rosnąca popularność blogowania to ciekawe zjawisko społeczne, które doczekało się licznych analiz.] Z których 76,8% rozpoczyna się od zdania w kwadratowym nawiasie*, a 8,5% ma na celu wyjaśnienie, po co ludzie piszą i czytają blogi (pozostałe 91,5 procent ma na celu wyrobienie wierszówki). 100% wspomnianych analiz jest niestety błędna. Poniżej podajemy wyjaśnienie właściwe.

Na wstępie zaznaczmy, że w teorii naszej przyjmujemy pozycje skrajnie eksternalistyczne, to jest nie dbamy o pierwszoosobowe wyznania autorów ("świat musi się dowiedzieć", "świat musi zobaczyć, jaką mam śliczną dzidzię!", "wyborcy powinni poznać mnie od tej ludzkiej strony mojego murzyna", "jako jednostka wybitna czuję, że ciąży na mnie szczególna odpowiedzialność", "nikt mnie nie kocha, ludzie są nieczuli, niech mnie blogasek w bóliku utuli", "nikt mnie nie publikuje, to se z bloga pomnik wykuję, iiiihaa! nie znasz dnia strony ni godziny gdy cię dopadną me wypociny", etc., etc., etc.) ani czytelników ("och jak ty fajnie piszesz, może skoczymy na piwo?"); podajemy motywacje obiektywne, nawet jeśli nie od razu (przypadek Sherlocka) lub nawet w żadnym momencie nie są one świadome**.
Sherlock na przykład jeszcze dziś w nocy był przekonany, że bloga pisze po to, by nie odpowiadać sobie na pytanie, co się robi na obczyźnie o trzeciej nad ranem, gdy do nocnego daleko, a i tak na skajpie wszyscy już wymiękli.
Prawda została mu objawiona w chwilę później, gdy z braku weny oddał się studiowaniu raportów Google Analytics***. I pojął, że bloga pisze się, moi drodzy, po to, by się dowiedzieć, kto i po co naszego bloga czyta.
Google nie śpi. Google patrzy. I Google WIE, czego szukali ci, którzy nas znaleźli****.

Że szukali przygódsherlocka, sherlocka k, a nawet i dziesiątek wersji pokrewnych to nic dziwnego, Sherlock może najwyżej rumieńcem zapłonąć, że taki jest rozgooglowany. Zasmuciło go, że szukali również scherlocka - i, co gorsza, że evidently znaleźli.

Dlaczego alkohol szkodzi?, pytali Sherlocka przyszli Czytelnicy,
dlaczego nie należy pić?! (alkoholu, piwa lub wręcz w ogóle),
jak bardzo piwo szkodzi? (Czytelnik precyzyjny)
jak nie pić piwa? (Czytelnik zdesperowany)
Jak dużo pić piwa? (Czytelnik, który trafił pechowo)
Jak pić dużo piwa? (Czytelnik, który trafił nieco lepiej)
Jak w ogóle należy pić piwo? (tu narzuca się potrzeba porad technicznych; postara się Sherlock lukę uzupełnić)
Po czym poznać, że można dużo wypić? (po tym, że się nie jest wstrząśniętym treścią bloga)
Porzucić picie piwa! (tu Sherlock czuje, że argumentacja jego mogła być pomocna!)
I co niby potem pić? (tu także)

Do bloga Sherlocka prowadziła i
zatruta wódka (stąd zapewne okresowe spadki liczby Czytelników)
i wódka z Kubusiem (o zgrozo)
i wreszcie, po prostu, zapicie alkoholizm wraz z optymistycznym
wątroba odrasta!

Czytelnicy pragnęli się dowiedzieć, jak to jest
być tłumaczem i
co to znaczy być filozofem?
(a otrzymali: filozof: wyjaśnienie na wesoło oraz bojaźń i drżenie Kierkegaarda).

Sherlock pękł z dydaktycznej dumy, gdy dowiedział się, że blog jest jest źródłem wiedzy na temat
mitu danych zmysłowych
zasady biwalencji
principium inividuationis
funkcjonalizmu+filozofii=definicji
dowodu na istnienie świata w ogóle
oraz dowodu na istnienie zewnętrznego świata (moore) w szczególe, co jest kolejnym widomym znakiem, że na blogu bywają studenci filozofii, dręczeni metafizycznymi pytaniami:

co to jest sesja?
dlaczego pada (deszcz)?
dlaczego pada deszcz + wyjaśnienie?
a zarazem świadomi, że pytań owych
bez wódki nie rozbieriosz.

A oprócz studentów zjawili się na blogu:

hegliści sowa minerwy wylatuje o zmierzchu
neohegliści: sowa minerwy wylatuje PO zmierzchu
kontrneohegliści: sowa minerwy ZAWSZE wylatuje O zmierzchu
hegliści przyziemni: sowa minerwy PRZYCHODZI o zmierzchu (Pan Jezus już się zbliża tupu-tupu-tup!)

talesiści: metafora wody w filozofii
antytalesiści-hydroantyrealiści: przecież nigdy deszcz nie pada!

górale-internauci, którym żal: Bieszczady tożsamość
wojskowi: Bitwy bieszczadzkie

jacyś sympatyczni ludzie: jamniki do kupienia, których Sherlock serdecznie przeprasza, że nie będzie pomocny w zakupie kojca dla psów faustus

i tacy mniej sympatyczni: pół jamniki (uwaga, autora zapytania Ile lat żyje jamnik uprzedzamy, że po przepołowieniu zdecydowanie krócej!)

Sherlock dumny jest, że mógł służyć pomocą:

przedszkolankom: kolorowanki nowe przygody autobusy
a zwłaszcza braciom sherlockistom: choć nieprawdopodobne musi być prawdą, nawet jeśli sherlockiści owi to tylko belfrzy-plagiatorzy: Conan Doyle konspekt lekcji, żywi jednakże nieokreśloną nadzieję, że nauczycielem nie była osoba poszukująca informacji nt. filozofii Kenta.

Nie jest natomiast pewny, czy to, czego szukał odnalazł na jego blogu autor zapytania:
czy rozmiar ma znaczenie?, zwłaszcza jeśli autor ów jest również autorem rozpaczliwego w Google wrzuconego wyznania ukręciła jaja!

Ponadto był Sherlock źródłem inspiracji dla poetów (bo w deszczu nie widać...), złodziei-amatorów (cięcie szyby diament), gospodyń/gospodarzy domowych (wyjść w praniu) aż wreszcie dla kogoś, kto nawet jeżeli do rodziny Sherlocka nie należy, to niebawem zacznie (znaczenie focha angielskiego).

Tylko, jedno, najmilsi, dręczy Sherlocka i, ukhm, niepokoi. Proszę, jeśli jesteś tu, drogi Czytelniku, napisz mi, czy mój blog pomógł Ci w walce z chronicznym chrząkaniem?

P.S. Kto oprócz Sherlocka zaczął się serio obawiać, że Google to jest właśnie ten Duch, o którego była cała Heglowska afera?

***
* Dla przewrażliwionych: spoko, dzisiaj NIE będzie o paradoksie kłamcy;)
** Sherlock zawsze stanowczo polemizował z tezą o tak zwanym uprzywilejowanym pierwszoosobowym dostępie do własnych stanów mentalnych, zwłaszcza w odniesieniu do pragnień. Teza owa głosi tyle, że sami wiemy, czego chcemy lepiej niż jakakolwiek osoba druga (osoby trzecie są niewtajemniczone zawsze i z definicji), choćbyśmy owej osobie drugiej najszczerzej jak umiemy i wszelkimi językami pragnienia owe komunikowali. Sherlock nawet nie wie, czy jest sens się trudzić i przytaczać banalne kontrprzykłady postaci
A: Ale ja dzisiaj nie chcę pić.
B: [nalewa]
A: Ej, ale czemu ty masz więcej?!
*** Dla niewtajemniczonych (są tacy??); google analytics jest to mały detektywik Sherloczek, którego instaluje się na swojej stronie/blogu, żeby Sherloczek ten obserwował i dedukował; ilu nas czyta, gdzie nas czytają, jak często bywają, jakich przeglądarek używają, czy są to dzieci neostrady czy mają burżuje lepszego jakiegoś neta?, wolą Żołądkową czy Żubrówkę? skąd przybywają? dokąd poleźli? etc. Na koniec smaruje taki mały Sherloczek sto dwadzieścia wykresików, które można sobie potem obejrzeć.
****No właśnie. Mały Sherloczek wypisuje jeszcze pracowicie, jakie słowa wrzucone w gugla doprowadziły nieszczęsne ofiary do naszego bloga.

Sunday, 28 September 2008

O tym, że Sherlock jest już prawie E.T. i o tym, co teraz będzie.

Sherlock serdecznie przeprasza, że po tym, jak wszystkim Czytelnikom nadziei narobił, że już na bloga nie wróci, nagle się objawia i to ze stanowczym oświadczeniem.
Stanowcze oświadczenie jest takie, że o ile przez ostatni miesiąc życie Sherlocka pełne było różnych różności, a zwłaszcza zdziwień, konferencji i przygotowań do Wielkiego Odjazdu, o tyle wszystkie znaki wskazują, że najbliższy miesiąc pełny będzie li tylko pustki, a że nie można codziennie pić wódki (bo tu droga), to czasem trzeba blogować.
Jako że Sherlock uczony jest teraz z wielką surowością, jak należy pisać w jedynie słusznym akademickim duchu, prosi, aby wybaczyć mu, jeżeli od razu pewne światłe i niewątpliwie w pisaniu niezbędne zasady od razu w bloga wprowadzać pocznie* - choć być może nie zawsze tak ściśle, jak by sobie sekretariat jego nowy życzył...
Praca niniejsza składać się będzie chyba z około dwóch części, przy czym w pierwszej wyłuszczy Sherlock czym się dziwił, od razu przy okazji załatwiając temat Odjazdu, a co do konferencji to się zobaczy. W części drugiej poświęci się działalności skrajnie kontynentalnej i nieanalitycznej a mianowicie analizie pustki i wszelkiego rodzaju innych niebytów, ze szczególnym uwzględnieniem tytułowego niebytu różnic między nim a E.T.**.
Tezę wyłuszczy sobie Czytelnik samodzielnie. Wprawdzie Sherlocka uczą, że powinien podać ją wprost, ale jednocześnie przestrzegają, by zawsze doceniać Czytelnika i głupot mu nie serwować. Innymi słowy, Sherlock ma prawo zakładać, że Czytelnik jego idiotą nie jest, podejrzenia można natomiast żywić co do autora. Więc*** już może lepiej niech tę tezę powyciąga ktoś, kogo darzyć należy większym zaufaniem.

Zdziwienie zasłużenie uważane jest za szlachetne źródło filozofii. Zanim jednak rozbudzi Sherlock Czytelników apetyty na ewentualne filozoficzne pokłosie swoich zdziwień, pragnie zaznaczyć, że w jego wypadku zdziwienie pożarte zostało całkowicie (jak niegdyś Sherlock przez anty-Sherlocka) przez dialektyczną swoją anty-cząstkę. Wyjaśnić tu trzeba, że tym, co zdziwienie zabija nie jest, naturalnie, żadnego rodzaju wyjaśnienie, bo każde wyjaśnienie zdziwienie porządnego filozofa co najwyżej jeszcze bardziej rozpala. Zdziwienie znosi jedynie zdziwienie wyższego rzędu. Metazdziwienie. Zdziwienie, że się Sherlock zdziwił...

...na przykład tym, że mając bilet lotniczy na piątek, 12, rano, w czwartek urządził Sherlock wieczór pożegnalny i nie udało mu się nawet spakować, o docieraniu na lotnisko nie wspominając. A potem zdziwił się Sherlock, że się zdziwił, że zamiast w Krainie Whisky wylądował na Zjeździe Żywych Trupów w Warszawie.
Że zdziwił się Sherlock jak mu się w końcu wylecieć z ojczyzny udało, to samo w sobie zadziwiające jest w stopniu minimalnym. Bardziej zaskoczony czuł się Sherlock już na edynburskim bruku. Na lotnisku, gdzie zdziwił się, że nie spodziewał się, że pierwsze powitalne esemesy nadejdą od tych, z którymi przed chwilą się żegnał. Na przystanku, gdzie sam śmiał się z siebie, że się dziwi, że pod pomnikiem sir Walter Scotta stoi facet w spódnicy i gra w najlepsze na kobzie. I zdziwił się Sherlock nieskończenie, gdy zdziwił go fakt, że w Szkocji codziennie pada i równie codziennie nie ma Żubrówki. A potem fakt, że Żubrówka jest (patrz wstęp), jak tylko Sherlock zdoła się na 50 metrach zgubić i nieomylnym instynktem wiedziony trafi do polskich delikatesów za rogiem. Że pierwszego dnia w Szkocji poznał Sherlock Greka, dwie Chinki, Hiszpana, Kenijczyka, Hindusa i byłą mieszkankę Ghany - i wszyscy mówili po angielsku lepiej niż Szkot ze Starbucksa. Że od drugiego dnia do dziesiątego przyszło mu wysłuchać trzydziestu sześciu serdecznych powitań, odbyć godzinne warsztaty z uprawiania small-talku, zarobić w bibliotece Ł75 kary, dostać trzy i pół tony materiałów na temat czterech kursów, na które nie uczęszcza (brakujące pół tony dostało opóźnienia, jak mawia PeKaPe). I nie zrobić poza tym z filozofii zupełnie nic a nic.

Aż na koniec zdziwił się Sherlock naprawdę****. I ze zdziwienia tego oblazła go refleksja*****, a z refleksji wypełzł wniosek. Co tam wniosek... Ba, dowód! Dowód, że Sherlock jest prawie E.T.

Oto ów dówód, który zadziwić może tym jedynie, że zadziwia prostotą.
1) Po pierwsze, jak wiadomo******, E. T. i dowolnego Polaka na Wyspach różnią trzy szczegóły:
po pierwsze, E. T. mówi po angielsku, po drugie, ma rower, po trzecie, chce wracać do domu.
2) Sherlock jest dowolnie wybranym Polakiem na Wyspach.
3) Sherlock mówi po angielsku...


...i wiecie co? Chyba sobie do kompletu jeszcze kupi rower.


***
* Składnia zupełnie skandaliczna i w esejach porządnych studentów niestosowana. Nie trzeba dopowiadać, jakie wnioski można tu wysnuć na temat woli Sherlocka, aby stać się porządnym studentem.
** Sherlock obawia się, że w porządnym akademickim eseju tego nadgryzionego spróchniałym zębem kontynentalnego zepsucia punktu nie usankcjonowałby nawet fakt grzecznego wymienienia we wstępie...
*** Nie zaczyna się zdania od "więc". Wiem.
**** Tym razem tak wprost, już nie na metapoziomie.
*****Kto z Was jest w stanie o każdej refleksji powiedzieć, że Was po prostu "naszła" proszony jest o zgłoszenie tego w faktu w komentarzach, może mieć to istotne filozoficzne znaczenie dla argumentu z możliwości zombie.
******Surowe antyplagiatorskie przepisy Uczelni stanowczo nakazują wskazać źródło każdej myśli, co do której zachodzi podejrzenie, że sami byśmy na nią nie wpadli. Abstrahując od problematyczności takiej dyrektywy, pragnie Sherlock zaznaczyć, że co do refleksji zawartej w założeniu pierwszym akurat bez wątpliwości można orzec, że została ona Sherlockowi przekazana w trakcie Seulskiej Anabazis (relacji z której część druga już wkrótce!) przez TFW, któremu niniejszym serdecznie się dziękuje.