Sunday 3 February 2008

Co najmniej jeden jamnik... post nieco mniej dydaktyczny, za to bardzo romantyczny...

Osoby o nadmiernie wyczulonym zmyśle moralnym uprzedzam, że z niniejszego postu dowiedzą się o planowanym przestępstwie i mogą następnie Czuć się w Obywatelskim Obowiązku...


Jak większości nawet najdalszych Krewnych-i-Znajomych Sherlocka wiadomo, jamnik odgrywa w życiu tegoż rolę szczególną. A powyższe zdanie jest celowo dwuznaczne, bowiem termin "jamnik" oznacza w nim zarówno jednostkę, Sherlockową Sukę Samantę (for friends: Bubunio) jak i cały gatunek. Do stolików typu jamnik Sherlock również żywi pewną słabość, zwłaszcza gdy są obficie zastawione, ale to nie o tym miało być...

Otóż w pobliżu akademika Sherlocka mieści się sklep ze zwierzętami. W sklepie - jak na amerykańskim filmie - jest kojec, a w kojcu żywe do kupienia szczeniaki, które można sobie pooglądać przez sklepową witrynę. No i gdzieś wśród kłębiących się klusek kłębi się i mały, długi, krzywołapy, gładkowłosy, zimnonosy i szczurzoogoniasty (czytaj: piękny) jamnik.

W kontekście tego, co Sherlock zaraz napisze, wypadałoby zaserwować Wam ckliwy opis, że jamnik jest wychudły, samotny i niechciany, a w jego czarnych zbolałych oczach przegląda się cierpienie całej jamniczej ludzkości... W rzeczywistości jamnik jest tłuściutki, jamniczo rozfiglowany, bezczelnie zadowolony z kojcowego życia na szczenięcej kupie (i to jest kolejny zamierzony dwuznacznik), a co więcej wszystko wskazuje na to, że wkrótce z witryny zniknie w ramionach rozanielonego nabywcy, ale na to przymknijmy chwilowo oko.

Bo, tak czy owak, Sherlock tego jamnika ukraść musi.

Ukraść - a nie kupić - nie tylko z takiego smutnego powodu, że bankructwo Sherlocka osiągnęło już dawno poziom Troi VII, a prace na wykopaliskach dalekie są od zakończenia.
W istocie złodziejskie zamiary Sherlocka wypływają wprost z jego Szlachetnych Przekonań oraz Moralnych Pryncypiów.
Trzeba Wam wiedzieć, że w akademiku Sherlocka nie wolno trzymać własnych zwierząt domowych, a spośród przedstawicieli fauny legalnie przebywają tam jedynie zupełnie bezpańskie karaluchy (oraz wspomniany wcześniej wielbiciel porannego disco).
O ile Moralne Pryncypia Sherlocka nie pozwalają mu łamać akademikowych przepisów (stosowne Pryncypium brzmi w tym wypadku: taaa, i gdzie ja do cholery będę mieszkać, jak mnie wyrzucą?!), o tyle Szlachetne Przekonania każą utrzymywać, że kradzione dobra nie stają się przecież własnością złodzieja. A jeśli tak, to trzymanie w akademiku kradzionego jamnika w żadnej mierze przepisów by nie naruszało.

Rozumiecie już, dlaczego ukraść, pozostaje mi zatem przedstawić Wam Chytry Plan.

Ku ubolewaniu Sherlocka, nie ma mowy o nocnych podchodach w kominiarce i wycinaniu dziury w szybie diamentem. Nawet nie dlatego, że Sherlock chwilowo nie posiada żadnego diamentu. Niestety, w nocy w sklepie nie przebywa intendowany obiekt kradzieży.
Chytry Plan zakłada zatem bezwstydny napad w biały dzień.
Oczywiście Sherlock nie zamierza powielać idiotycznych błędów amatorów (również z amerykańskich filmów), wparowywać do sklepu w skarpecie na głowie i terroryzować ekspedientki zapalniczką w kształcie pistoletu.
Sherlock wkroczy do sklepu z podniesioną przyłbicą i niewinnym uśmiechem na twarzy, podejdzie do kojca, dyskretnie poda jamnikowi adres akademika i surowo zakaże pojawić się tam za pół godziny.
I jeżeli jamnik ten ma w sobie choć odrobinę prawdziwej jamniczej krwi, skuteczność gwarantowana.
A jeżeli nie?
Jeżeli nie... wtedy Sherlock będzie musiał się odkochać...



P.S. Tak z ciekawości, czy ktokolwiek z Was łudzi się, że ten post to żart?

4 comments:

Anonymous said...

a) Diament to nie problem, są specjalne noże diamentowe do cięcia szkła.
b) Skarpeta na głowie to też nienajlepszy pomysł. Trzeba by dziury wycinać, wskutek czego skarpeta jest jednorazowego użytku (chyba że zamierzasz kontynuować zbrodniczy proceder). Zatem - najlepiej pończocha, jak w starych dobrych gangsterskich filmach ;)

:P

Tak w ogóle to przepadło... Będę nawiedzał tego bloga i komentował różnymi głupotami, bo lubię ludziom spamować :P

Sherlock Kittel said...

...kiedy pończochy potrzebuję do unieszkodliwiania sąsiada od disco metodą na starego dobrego Chandlera ;p

i nawiedzaj nawiedzaj;)
sh.

Quintuss said...

1. Też mam jamnika. Kupiliśmy go 14 lat temu na wystawie psów. Był tym najsłodszym, bo najsmutniejszym i najbardziej ciapowatym szczeniaczkiem z całego koszyka. Jakiś tydzień później okazało się, że był taki smutny i ciapowaty głównie z powodu ciężkiej choroby, która omal nie pozbawiła go jego jamniczego życia. No ale odratowaliśmy go i jest z nami do dziś. I nie zawsze jest smutny. Czasem się nawet uśmiechnie. Jak go ktoś rozśmieszy.

2. Okiem prawnika in spe - jak ukradniesz nieruchomość, to po 30 latach stajesz się właścicielem. To się nazywa "zasiedzenie w złej wierze". Jeśli więc jamnik okaże się dostatecznie nieruchawy, a Ty naprawdę mocno przyzwyczaisz się do studenckiego życia, to możesz mieć kiedyś przykrą niespodziankę ze strony akademikowej administracji... (a propos, w którym akademiku mieszkasz?)

3. Quintuss = T.Piątek (ale to chyba oczywiste)

Pozdrawiam :)

Sherlock Kittel said...

Quintuss! no nie, zwątpisz teraz we mnie, ale szczerze mówiąc w pierwszej chwili skojarzyłam Cię wyłącznie z komentarzy na Leopoldowym blogu...a że ja też Cię mogę znać, to już mi do głowy nie przyszło :D
Twoja wizja mojej przyszłości w Bursie (Śliska) trochę mnie... no... powaliła :DDD
Chociaż, z drugiej strony, z jamnikiem... hm... Jeżeli czytałeś Doktora Faustusa to wiesz, jakie mam teraz kuriozalne skojarzenia;)
pozdrowienia!
Sherl.