Wednesday 6 February 2008

O tym, dlaczego pada deszcz... filozofia bardzo angielska...


Jak mawiał Sherlock H. – o czym większość czytelników Heterousii doskonale już wie – jeżeli wyeliminowało się to, co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, jakkolwiek nieprawdopodobne, musi być prawdą.

I w związku z powyższym Sherlock K. z wielką przykrością informuje czytelników niniejszego bloga, że niestety, jak wykazały jego poniższe filozoficzne dociekania, deszcz pada, bo na chmurkach siedzą aniołki i całą ludzkość zimnym moczem olewają.

A dlaczegóż to niemożliwa jest żadna inna teoria, pytacie?
Oto dociekań rezultaty szczegółowe...

(1) Teoria naturalistyczna:

Sherlock, jako filozof z upodobania, powołania i bożej łaski, z zasady nie czuje się usatysfakcjonowany prostymi chemiczno-fizycznymi wyjaśnieniami i cała ta historia z parowaniem i skraplaniem nigdy szczególnie do niego nie przemawiała.
No ale zacznijmy od podstaw.
Jeżeli coś spada, to musi najpierw jakoś znaleźć się na górze. Więc, ponieważ nikt nigdy nie widział spontanicznie podfruwającej wody, wymyślono, że nie woda tylko para. Ale to jest dopiero mętna jakaś ad hoc hipoteza!
Para wszak to ma być woda powyżej 100 stopni - czyli ponad kąt prosty, a w Krakowie stopni jest najwyżej 5. No dobrze, przyznajmy, że u Sherlocka w akademiku stopni jest akurat co najmniej 80 (jak się idzie na najwyższe piętro), ale, po pierwsze, to i tak za mało, a po drugie, przecież to parowanie miało się odbywać w okolicach parteru. Nie, bez żartów, prawdziwa para to jest tylko w czajniku i to też tylko w tych momentach, gdy gotująca się woda wycieka z dzióbka na elektryczną podstawkę, a czajnik bulgocze i chichocze, licząc na to, że gdzieś tam jest przebicie i że z Sherlocka zaraz zostanie ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta.

Wszelako jakkolwiek Sherlock wyznaje w najwyższym stopniu spiskową teorię własnego czajnika, o tyle o cały deszcz tego świata posądzić go (czajnika) nie sposób.
Nie, deszcz to fenomen w oczywisty sposób ponadnaturalny.

(2) Teoria logiczna:

Deszcz pada, bo chodnik jest mokry i NIE przejechała polewaczka – zgodziłby się każdy, kto kiedykolwiek uczył się o implikacji w języku naturalnym (a dokładniej, że nie działa ona niestety jak implikacja logiczna – tu patrz króciutka filgloska nr 1). Teoria trafna, choć można żywić wątpliwości, czy obejmuje wszystkie przypadki.
Osobiste doświadczenia Sherlocka pouczają, że deszcz czasem pada, bo z chodnikiem to wprawdzie nie widać jak jest, ale w autobusie dach przecieka.

(3) Teoria metafizyczna a (poetycka):

Deszcz pada, bo to Szekspir z chmur reżyseruje w teatrze świata spektakl – metaforę ludzkiego żywota. Zali istnienie ludzkie nie jest jako ta kropla, co ją niewinność niebios niby łzę o poranku roni, na wieczny upadek w ziejącą czeluść ziemskiej czarnej zimy, na tragiczne zatrucie nowohuckimi opary; na to, by skażona i od oparów owych ociężała wciąż tylko zniżała się i zniżała, liżąc brudne szyby krakowskich autobusów, i ze szkła zniekształcona do ścieków z potępieńczym plaskiem ściekała, a wszystko to krócej trwa niż jedno drgnienie powieki krokodyla...
Byłoby niezłe, gdyby nie to, że Szekspir ani spektakularnie płodny nie był ani się tak obsesyjnie nie powtarzał, tymczasem deszcze w naszej strefie klimatycznej to gorzej jak powieści Kraszewskiego...

(4) Teoria metafizyczna b (prozatorska):

Deszcz pada tedy, bo – i tu druga filozoficzna filgloska się szykuje – tak mówi Hegel. Hegel, jak wiadomo, zawsze ma rację i, jak również wiadomo, nie ma takich rzeczy, których teoria heglowska nie obejmuje. Więc nawet jeśli eksplicytnie o padaniu deszczu się Hegel nigdzie nie wypowiedział (lepiej poinformowanych heglistów uprzejmie uprasza się o stosowną filgloskę bibliograficzną w komentarzach!), to z pewnością jakowyś etap uświadamiania sobie przez Ducha jego własnej wolności domaga się tezy deszczu wraz z antytezą parasola i syntezą przemokniętych kaloszy.
Filgloska nr 2 nie zjawi się gdzieś tam niżej, tak by ją można było łatwo ominąć, tylko tu, bowiem niezbędna jest w kontrargumentacji. Otóż, jak powszechnie wiadomo, Hegel tak dalece zawsze miał rację, że jeśli fakty przeczyły jego teorii, to kończyły marnie. Ponieważ w poprzednim zdaniu mamy tylko implikację – patrz filgloska 1 raz jeszcze - to możemy stąd wnosić, że gdyby fakt deszczu nie kończył marnie, to by teorii nie przeczył. Tylko że oczywiście każdy deszcz marnie kończy, a to gdzieś wsiąka, a to we wspomnianym ścieku, a to się topi w kałuży, więc i następnik implikacji wcale pewny nie jest.
No a jeżeli nawet Hegel pewności co do deszczu nam nie daje, to sytuacja nasza jest zaiste niewesoła i jeszcze trochę, a przez to całe padanie popadniemy w końcu w hydroneomarksizm**.

(5) I na koniec, teoria antropiczno-antropologiczna:

Deszcz to jest broń biologiczna przeciwko palaczom.
Bo, pomyślcie tylko, kto cierpi na deszczu najbardziej? Kto moknie pod Instytutem na dwudziestej fajce? Kto nie może się schronić na przystanku pod wiatę? Kto o północy sunie przez kałuże, by zdobyć poranny niezbędnik do kawy? A kto patrzy na to wszystko ze złośliwym uśmieszkiem, kto chrząka z moralną wyższością, kto podstępnie wznosi nad nami przeciekający parasol, kalkulując w myślach ileż więcej ofiar niż banalny rak płuc pochłoną złożone powikłania po grypie?
ONI.

Wyjaśnienie to ma, jak łatwo zaobserwować tylko tę jedną drobną wadę, że nie odpowiada na pytanie, jak ONI to właściwie robią.
Pamiętamy przecież - z punktu (1), że deszcz to fenomen ponadnaturalny.
A jak ponadnaturalny, to przez człowieka - a nawet przez ONYCH, chociaż niepalenie wydaje się na granicach tego, co za naturę uznać można - niespowodowany.
No ale, jak nie przez ONYCH...
... i nie przez diabły - bo mieszkają za nisko i mogą najwyżej robić gejzery...
...i nie przez małego wstrętnego złośliwego boga - bo jeden by nie dał rady...
...no to kto, jak nie stadko małych wstrętnych złosliwych aniołków?
QED, moi drodzy.


***

*Króciutka filgloska nr1: Prawdziwa implikacja to nie jest, jak w języku potocznym, równoważność. Z tego, że jeśli deszcz pada, to chodnik jest mokry nie wynika, że jeśli deszcz nie pada, to chodnik mokry nie jest. Bo – i zna ten przykład każdy student filozofii – przecież chodnikiem mogła przejechać polewaczka! Wynika natomiast - podobno - logicznie, że jeśli chodnik nie jest mokry, to deszcz nie pada.
Ale, zauważmy, w oczywisty sposób i to nie jest prawdą, bo przecież może się zdarzyć, że deszcz sobie będzie padać, a tłum niewidzialnych krasnoludków szybciutko całą tę wodę z chodnika zetrze, i to zanim zdążymy powiedzieć jeśli pe to ku.

**Filgloska nr 3: Hydroneomarksizm jest to stanowisko synkretyczne, łączące w sobie pogląd, że byt określa świadomość oraz pogląd, iż deszcz określa byt (co stanowi, rzecz jasna, głębokie echo presokratejskiej idei, że arche świata jest woda).

4 comments:

Anonymous said...

Co do teorii piątej, nie mów, że nie lubisz palić na deszczu? Quite the contrary, dear Holmes. Bezmyślna tłuszcza, pospólstwo i ciemnota, rodem z krytyki Heraklita, upchnięta pod wiatą, skryta pod parasolami, przerażona każdą kroplą wlewającą się za kołnierz płaszcza.

A obok - samotny wojownik, z dumą i pogardą na tłuszczę spoglądający, owiany ciężkim, wilgotnym dymem papierosa za 5,25, łapie właśnie wtedy świat za jaja przy akompaniamencie trzaskającego wesoło tytoniu (bo wilgotny od kropel deszczu papieros jest...).

No. ;)

ps. Nie mogę przestać!
*fałszuje* Domine Jesu Christe,
Rex gloriae! Rex gloriae! param pam pam ;)

Sherlock Kittel said...

No tylko mi nie wciskaj, o romantyczny herosie, że lubisz rozkłapciane Bondy...
Może zerwiesz ze mną znajomość, ale muszę, po prostu muszę przyznać się do niepohamowanej słabości do zupełnie suchutkich, burżujskich Davidoffów...Albo, jeszcze lepiej Dunhilli...
A świat gdybym tak kiedyś za jaja złapała to bym normalnie ukręciła, powolutku, powolutku...
No i proponuję zmianę repertuaru. Co Ty na "Freude schoener Goetterfunken, Tochter aus Elysium..." ?

Anonymous said...

Nie palę Bondów ;)

O burżujstwo się nie obrażam, może jak zaczniesz nas prowadzać na sushi, to się zastanowimy poważnie ]:->

A co do muzyki, musiałem wygooglowac, nie zapominaj, że jestem laikiem, a nie muzykiem :P

ps.
Repertuar i tak zmieniłem, na MDB.

Sherlock Kittel said...

...ale ja palę w chwilach, uhm, kryzysu kryzusu;)
a co to jest MDB to z kolei ja nie wiem ;D